Początkowo myślałem, że to zmysłowa historia o spotkaniu wolności, swobody i beztroski z niekiedy brutalną rzeczywistością (polityczną, społeczną, kulturalną, religijną). Jednakże w miarę, jak film posuwał się naprzód, okazywało się, że chodzi tu o coś więcej. To przejmująca opowieść o obcości oraz odnajdywaniu swoich korzeni, punktu odniesienia - o odnajdywaniu siebie.
Bohaterowie - bardzo dobrze zagrani przez Romaina Durisa i Lubnę Azabal - są wygnańcami i uciekinierami. Kierujący się jakimś bliżej nieokreślonym impulsem wyruszają w drogę. Po co? Dla zabawy? Przygody? A może w poszukiwaniu własnej tożsamości? Skonfrontowani z przeszłością doznają swoistego oczyszczenia. Nie jest ono jednak końcem, ale początkiem nowej drogi. Piękny film.
PS Film Gatlifa skojarzył mi się z innym obrazem, w którym zagrała Lubna Azabal, a mianowicie z "Pogorzeliskiem" Dennisa Villeneuve (2010). Tam też chodziło o powrót do korzeni i skonfrontowanie z własną przeszłością (nawet w podobnej scenerii). Jakże jednak różne to filmy. Tamten obraz - przekombinowany, sentymentalny i ocierający się o kicz - ma się nijak do subtelnego i opowiedzianego z wyczuciem "Exils". Ot i tyle.